Pomoc

Czy życie jest przygotowaniem do śmierci ?

To jeden z trudniejszych tematów, który czy nam się podoba, czy nie, dotyczy nas wszystkich.

Niełatwo się z tym tematem zmierzyć, tym bardziej, że jest to w dalszym ciągu temat tabu. Niechętnie o tym myślimy, a otarcie o śmierć często jest szybko wypierane w otchłań podświadomości… I nie ma się co dziwić.

Co mnie skłoniło do porwania się na taki temat? Może czas w kalendarzu… Przyroda pomału „umiera”… Osobiste przemyślenia? … Rozmowy i pytania klientów? Pewnie wszystko po trosze…

Pisząc ten tekst odczuwam w sobie, subtelną grę między smutkiem, który nieodłącznie (przynajmniej w naszej kulturze) towarzyszy śmierci, a chęcią wycofania i pocieszenia siebie i czytelnika. Śmierć jest niewątpliwie przeżyciem traumatycznym. Można by zapytać, czy na coś takiego można się przygotować? Myślę, że można, a nawet trzeba…

Z racji mojego zawodu często przyglądam się i rozmawiam z osobami, którzy patrzą śmierci w oczy…

To jak z tym przygotowaniem? Może jestem niepoprawnym optymistą i nawet w tak traumatycznym przeżyciu dopatruję się pozytywów, ale przyglądając się swojemu życiu, życiu bliskich mi osób, przyjaciół, znajomych czy klientów wiem, że umieramy wielokrotnie w ciągu swojego życia…

Poszerzająca się świadomość, a choćby tylko doświadczenie życiowe powoduje, że umysł egotyczny musi się dostosować, już sam ten fakt powoduje, że stary „ja” musi umrzeć, żeby narodził się nowy. Takich sytuacji na różnych poziomach mamy niezliczoną liczbę w ciągu swojego życia.

Kryzysy to też „małe śmierci”. Właściwie przeżyta „mała śmierć”, wzmacnia nas i sprawia, że płynniej przechodzimy przez kolejne. Niewłaściwie przeżyta nas osłabia i prowadzi do dziwnego stanu, który wydłuża co prawda życie biologiczne, jako program ratunkowy, ale sprawia, że człowiek staje się „zombie”. Jest w pewnym sensie martwy za życia. Z punktu widzenia jednostki to tragedia, piekło… Pewnie ma to sens, jeśli spojrzymy na to szerzej, z punktu widzenia wszystkich osób w tym uczestniczących…

Jak się tak dobrze zastanowić, to umieramy każdego wieczora, żeby narodzić się rano… Żyjemy przecież tu i teraz, a nie wczoraj i nie jutro. Życie przeszłością (ciągłe rozpamiętywanie), lub przyszłością (fantazjowanie), to nie jest życie tu i teraz, to ucieczka… Pytanie dlaczego nie chcemy żyć? Dlaczego zadowala nas bycie zombie lub dla mniej nowoczesnych spanie na jawie?

Człowiek rzadko choruje i umiera sam, choruje wraz z nim i umiera cała rodzina. Czemu tak jest i co z tym można zrobić, to temat na oddzielny wpis.

Reasumując… myślę, że można się przygotować na śmierć swoją i bliskich umierając wielokrotnie w życiu po to, żeby odrodzić się na nowo… Dobrze byłoby robić to w pełni świadomie i bez lęku…

© 2024 Wszelkie pawa zastrzeżone Powrót do życia. Projekt i wykonanie: Hedea.pl
Do góry